16-09-2010, 22:55
Witam. Było to w roku 1998 lub 1999, w połowie października - 14 lub 15 tego miesiąca. Pojechałem z grupą znajomych w Bieszczady. Wedrując trafiliśmy do bazy namiotowej w Łopience. Była już pusta ..... prawie pusta. ''Pilnował'' jej niejaki Władek, albo Wiesiek - imienia już nie pamiętam - taki prawdziwy Bieszczadnik. Mężczyzna ten miał wtedy około 40 lat. Wysoki, raczej szczupły, miał długą czarną brodę. Opowiadał, że zawsze pilnuje bazy po wyjeździe studentów. Był niezwykle serdeczny. Sypiał tam - jak sam twierdził - do późnej zimy pod drewnianą wiatą. Tajemnicą poliszynela było - chociaż on sam nie chciał się do tego przyznać - że miał na koncie kilka spotkań z niedźwiedziami. Naprawdę niezwykły człowiek. Wybieram się tam teraz w październiku. Czy ktoś wie co się stało z tym człowiekiem, czy wciąż ''pilnuje'' bazy, czy robi coś innego ? Proszę o jakiekolwiek informacje na jego temat.
-------------------------------------------
bruno00
-------------------------------------------
bruno00